Forum  Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Upiór - Relacje i wrażenia
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna » ROMOWE musicale Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Upiór - Relacje i wrażenia
Autor Wiadomość
Wampiry
Administrator



Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 427
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Post Upiór - Relacje i wrażenia

Paulina & Damian

Więc zaczynam:

Żyrandol robi wrażenie. Gorzej ze spadaniem, bo nie jest to tak strasznie efektowne. Ale OK. Scenografia jest przewspaniała! Chociaż.. zrzynana z filmu. Ogólnie większość spektaklu jest podobna do filmu. Kostiumy również bardzo mi się podobają. Szczególnie suknie Chris i strój Phantoma. A wokaliści (porównania i oceny)

- Christine czyli Paulina Janczak, Kaja Mianowana oraz Edyta Krzemień. Paulina dosyć mi się podobała. Głosowo też, chociaż po tym co usłyszałem na stronie MP to byłem na NIE. Niskie i szorstkie doły... Wizualnie chyba najgorsza, aczkolwiek nie jest brzydka. Kaję widziałem już w KOTACH i strasznie podobał mi się jej głos. Nie ruszała się w ogóle, nie nauczona kociego ruchu. Ale w Upiorze sprawdza się. I to jak. Piękny, wysoki głos. Wygląda chyba najdziecinniej z wszystkich Chris polskich, ale ma dopiero 17 lat. Rośnie nam druga Malwina? Możliwe. Najlepsze na koniec... czyli Edyta Krzemień. Fenomenalna! Ona JEST Christine. Była prze genialna, jej głos to marzenie! "Upiór Opery" wraz z Damianem.. Trochę go przyćmiewała szczerze mówiąc. I na jej premierze był zabawny moment. W Lochach krzesło wjechało jej na suknię i Damian musiał jej pomagać. Very Happy Ale i tak najlepsza ever! I wokalnie, i wizualnie.

Paulina


Kaja


Edyta na pokazie prasowym:[img]
[link widoczny dla zalogowanych]

Edyta


- Phantom czyli Damian Bogdan Aleksander, Łukasz Zagrobelny (będzie grał od połowy kwietnia) i Tomasz Steciuk (premiera: 5.04.0Cool. Więc Damian... Dosyć mi się podobał (lecz Ł. byłby lepszy!) Jednak czegoś mu brak. Tak. Nie jest moim Upiorem. Wizualnie bardzo dobrze. Taki "Upiorny" Wink Po zdjęciu maski jest naprawdę Upiorem. Jest dobry, ale niestety nie mój.

Łukasz Z. na balu (Pokaz prasowy)


Damian:


- Raoul - Łukasz Talik i Marcin Mroziński. Ten pierwszy to Raoul drugoobsadowy, swoją premierę miał wczoraj. Dorównuje Marcinowi pod każdym względem, wg. mnie jest nawet lepszy. I podobno przystojniejszy wg. moich koleżanek, ale nie mnie o tym sądzić. To jest mój Raoul.Wreszcie znalazłem takiego, który mi odpowiada. Marcina Mrozińskiego można usłyszeć na nagraniu "O Tyle Proszę Cię" wraz z Edytą K. Stworzyli chyba najładniejszy duet z całego świata w tej piosence. Marcin dobry aktorsko oraz wokalnie, jednak Łukasz lepszy. To moje zdania oczywiście.

Kaja i Marcin:


- Carlotta: Ania Gigiel i Basia Melzer. Ania jest wg. mnie mało komediowa, Baśka 100 razy bardziej. Basia jest świetna, Ania też chociaż mniej. Szkoda, że Iza Bujniewicz nie gra tej roli Sad

Basia M.:


- Ubaldo Piangi - Zbigniew Ślarzyński & Tomasz Jedz. Nawet nie wiem kto grał Smile Ale mnie ta rola wisi. Dobrze było zagrane i zaśpiewane, nie ważne kto Very Happy

- Firmin i Andre - Kuba Szydłowski jako F. jest genialny! Dowcipny i taki... sympatyczny. Grzesiek Pierczyński jest tak samo fajny. Nie wiem którego wolę, za to w roli Andre lepszy jest Wojtek Dmochowski. Wojtkowi S. czegoś brakuje.. choć tak naprawdę to nie wiem czego...

Jakub Sz. & Wojtek D.


- Mme. Giry - Ania Sztejner i Kasia Walczak. Ania Sztejner jest lepsza i bardziej pasuje do tej roli. Kasia tak trochę na siłę... Chociaż to nasza przewspaniała Magda!

- Meg - Ida Nowakowska i Kasia Wach - Uch... Ciężko jest wybrać lepszą... bo obydwie są złe. Ida łazi po scenie i tylko woła "Krystin, Krystin", a Kasia nie ma obycia ze sceną...


Ida

Podsumowując "Upiór" w ROMIE to wspaniały spektakl, aczkolwiek nie ma takiej strasznej magii jaką miało TW. I w ogóle jakoś Upiór idzie bez takiego echa. Jednakże jest świetny i PODOBNO zostanie w Romie jeszcze najmniej 3 lata...

Żyrandol


Kawałek podziemi:



Post został pochwalony 0 razy
Wto 21:51, 01 Kwi 2008 Zobacz profil autora
Kubomanka
Słodka Krwiopijka



Dołączył: 29 Paź 2006
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Post
WOW!!! Żyrandol i reszta scenografii jest świetny! Widziałam na gronie resztę zdjęć... Cudo! Ja idę dopiero za 2 tygodnie... Z nagrań najbardziej podoba mi się Kaja... Wizualnie też. Edyta jest taka... słodka, cukierkowa. Ale zobaczy się. Very Happy Jestem nastawiona bardzo pozytywnie. A i Paulina mi się podoba - nawet z dołami. A Łukasz śpiewa "Muzykę Nocy" chyba najlepiej! Och, już się nie mogę doczekać! Ale masz rację - przeszedł bez większego echa. Znaczy są reklamy, wywiady, artykuły itp. ale to nie jest to co zrobiły "CATS" lub "Tanz der Vampire"


Post został pochwalony 0 razy
Wto 22:57, 01 Kwi 2008 Zobacz profil autora
Wampiry
Administrator



Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 427
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Post
Fotki znalezione w sieci:




















Post został pochwalony 0 razy
Wto 23:47, 01 Kwi 2008 Zobacz profil autora
Renia
Asystent Profesora



Dołączył: 02 Kwi 2008
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Post
Przytoczę recenzję Miry Natural (taniecwampirow.fora.pl)

Hm, ogólnie mi się podobało. Bardzo się obawiałam, jak to będzie, ale jest lepiej, niż się spodziewałam.
Scenografia - przepiękna. Od samego wejścia do sali, jeszcze przed spektaklem.
Tłumaczenie - nawet nie przeszkadzało mi, oprócz kilku momentów (boli mnie jak przetłumaczyli "But in his eyes all the sadness of the world...").

Upiór - Damian. Było ok, ale przez większą część spektaklu czegoś mi brakowało. Chyba takiej mocy w śpiewie. Którą odzyskał w 2. akcie. Bardzo podobała mi się końcówka "Stąd odwrotu nie ma już" i później "Loch rozpaczy", "To zbrodniarza trop". Znikanie Upiora nie zrobiło na mnie aż takiego wielkiego wrażenia, były jakieś małe komplikacje.
Christine - Paulina. Podobało mi się. I wokalnie i aktorsko. Ponieważ siedziałam blisko, miałam szansę obserwować mimikę twarzy i grę oczami - i to wszystko było. Udało jej się poruszyć mnie samym spojrzeniem. Jedyne co mi się nie podobało - "O tyle proszę cię". Nawet nie ze względu na śpiew, ale aktorsko. Nie wiem, czy takie było przykazanie od reżysera czy nie, ale odebrałam to - w pewnych miejscach - jakby Christine kokietowała Raoula. A tak, według mnie, nie powinno być.
Raoul - Marcin. No owszem, głos przyjemny. Nie da sie zaprzeczyć. Ale albo miał gorszy dzień, albo to nie jest mój Raoul. W większości momentów był zbyt mało emocjonalny.
Carlotta - Basia. Cudo. Prawdziwa diwa.
Meg - Ida. Um. Moje osobiste zdanie - nie odpowiada mi jej wokal. Przy "Aniele muzyki" nie za bardzo dawała radę.
Dyrektorzy - nie Szydło w każdym razie, ale w tym momencie, kiedy jestem rozespana, nie mogę sobie przypomnieć XD Ale wyszło przezabawnie.

Przeszkadzał mi jeszcze fakt, że w "Listach" mało co mogłam zrozumieć, no ale to raczej nie jest wina aktorów, tylko urok piosenki. Kanapa w "stąd odwrotu nie ma już" nie do końca mi odpowiadała.
Balety piękne.
Wzruszająca scena, gdy Christine po "strach to wróg miłości" zakłada Upiorowi maskę. "Dziecko, ty jesteś bezbronna / Brawo, Monsieur!" - gratulacje Smile I "Loch rozpaczy" - poezja. "Il Muto" - wiadomo, obłędne VVery Happy

No, to chyba byłoby na tyle. Jeśli coś sobie przypomnę napiszę.
Podsumowując - jestem zadowolona. (I nawet niewiele wpadek z mikroportami)


Post został pochwalony 0 razy
Śro 1:51, 02 Kwi 2008 Zobacz profil autora
Wampiry
Administrator



Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 427
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Post
Recenzja z "Polityki":

Upiór z Romy
"Upiór w operze" w reż. Wojciecha Kępczyńskiego w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Pisze Dorota Szwarcman w Polityce.

«Dobrze jest spełnić swoje marzenia choćby po dekadzie. Powiodło się to Wojciechowi Kępczyńskiemu, dyrektorowi Teatru Muzycznego Roma: polską prapremierę "Upiora w operze" wystawił na dziesięciolecie swojej kadencji.

Opowieść Andrew Lloyda Webbera o oszpeconym muzycznym geniuszu, rządzącym zza kulis Operą Paryską, oparta na powieści Gastona Leroux, francuskiego pisarza z przełomu XIX i XX w. (znanego też jako autora utworów sensacyjnych z bohaterem o nazwisku Rouletabille, którego dziś nazwalibyśmy dziennikarzem śledczym), rządzi wyobraźnią miłośników musicalu od lat ponad dwudziestu. Nic więc dziwnego, że jej wystawienia Wojciech Kępczyński pragnął od początku swego kierowania warszawską Romą - a nawet jeszcze wcześniej, gdy w latach 90. jako dyrektor Teatru im. Jana Kochanowskiego w Radomiu realizował inny musical Lloyda Webbera - "Józef i cudowny płaszcz snów w technikolorze". W Romie już kilka lat temu zwołał specjalną konferencję prasową na temat rozpoczęcia konkretnych starań o licencję na wystawienie "Upiora" (aktorzy wykonali nawet parę najpopularniejszych numerów). Twarde i trudne negocjacje miały trwać cztery lata. Udało się je zakończyć w sam raz na jubileusz. Co więcej, już po raz drugi (po "Kotach") teatr uzyskał od I JoydaWebbera pozwolenie na wystawienie własnej wersji, tzw. non-replica production, a nie kopii przedstawień londyńskich czy nowojorskich. To dla polskiej sceny tym cenniejsze, że pozwoliło na zademonstrowanie kunsztu naszych specjalistów.

A było go w czym zademonstrować. Aby oddać atmosferę pełnego przepychu gmachu paryskiej Opery Garnier, Wojciech Kępczyński z autorem scenografii Pawłem Dobrzyckim pojechali do Paryża i zwiedzili historyczny budynek od dachu po piwnice. Zdjęcia autentycznych podziemi posłużyły w spektaklu do stworzenia specjalnych projekcji ukazujących się, gdy Upiór wraz z główną bohaterką, młodą śpiewaczką Christiną Daae, przemyka się do swojej kryjówki.

Rozmach spektaklu jest imponujący, ale jeszcze bardziej imponuje lekkość i dyskrecja, z jaką dekoracje się przemieszczają i zmieniają. Wszystko jest dokładnie przemyślane i zgrane perfekcyjnie, czy chodzi o spadający z plafonu żyrandol, czy o błyskawiczną zmianę schodów do opery na gabinet dyrekcji, czy o tajemnicze zniknięcie Upiora skulonego na fotelu. Nie tak znów obszerna scena Romy mieści nadspodziewanie wielką przestrzeń, a raczej doskonałą jej iluzję. Zapewne artyści nie umieliby stworzyć wrażenia takiego rozmachu, gdyby nie doświadczenia zdobywane przy poprzednich realizacjach.

Ale najnowszy spektakl to nie tylko perfekcja inscenizacyjna, lecz także świetne role wokalno-aktorskie z Damianem Aleksandrem na czele w roli tytułowej. Teatr przez te dziesięć lat wykształcił kadrę śpiewaków musicalowych na naprawdę przyzwoitym poziomie.

Roma może być dziś słusznie nazywana główną sceną musicalową W kraju. Oczywiście nie jedyną - przecież jest Teatr Muzyczny w Gdyni, Teatr Rozrywki w Chorzowie, wrocławski Capitol i jeszcze kilka innych. W każdym z nich od czasu do czasu wystawiane są ciekawe, w tym nowe polskie pozycje (tego w Romie za czasów Kępczyńskiego było jeszcze mało - jak dotąd tylko "Piotruś Pan" Janusza Stokłosy i Jeremiego Przybory oraz "Akademia Pana Kleksa" z muzyką Andrzeja Korzyńskiego). Kiedy myśli się o historii tego gatunku w Polsce, pierwsze skojarzenie to tradycja gdyńska teatru stworzonego przez nieocenioną Danutę Baduszkową. Drugie - to przypomnienie, że musical, wystawiany w Polsce od czasu odwilży (pierwszą premierą było w 1957 r. "Kiss Me, Kate" Cole'a Portera w warszawskiej Komedii), był na naszych scenach przez wiele lat obecny, , ale raczej źle obecny. Pojawiał się od czasu do czasu przede wszystkim w teatrach związanych raczej z operetką. Tak też było i w Warszawie, również właśnie na scenie Romy, gdzie w latach 1965-1998 gościła, po przeniesieniu się opery do własnego gmachu, operetka.

"Człowiekz La Manczy", "My Fair Lady", "The Music Man" - te i inne rzeczy grywano w latach 70. i 80. w Romie, która nazywała siew tych czasach po prostu Operetką Warszawską. Były to jednak wystawienia tradycyjne, uzupełniające repertuar główny, operetkowy. Na operetkę zresztą popyt i dziś się znajdzie, zwłaszcza w starszym pokoleniu; młodzi już zdecydował, że są za musicalem, zwłaszcza odkąd przybrał i nowe formy. Dziś w Warszawie doszło do nieco zabawnej sytuacji: operetka zeszła, by tak rzec, do podziemia - istnieje jako Mazowiecki Teatr Muzyczny Operetka, opłacany przez samorząd wojewódzki działający na zasadzie teatru impresaryjnego, bez siedziby, zbierający się na kolejne premiery wystawiane w różnych miejscach. Na miejscu zaś uprzednio przez nią zajmowanym musical zapanował niepodzielnie. Kiedy Wojciech Kępczyński obejmował Romę, zapowiadał, że choć musical jest główną jego domeną, operet-I ki będzie czasem też wystawiał. Owszem, i jedną z pierwszych premier za jego kadencji był "Orfeusz w piekle Offenbacha. Ale na tym był koniec.

Dyrektor reżyser wybrał ostatecznie to, co lubi najbardziej i w czym czuje się najlepiej, ale tak się składa, że uratował w ten sposób Romę. Przejął ją bowiem po czterech latach dyrekcji Bogusława Kaczyńskiego z trzema milionami długów (za tę niegospodarność nikt nie odpowiedział). Udało mu się je spłacić dopiero po kilku latach. W jaki sposób? Poprzez współpracę z dobrymi sponsorami i wybór tytułów, które niezmiennie przyciągały publiczność, począwszy od klasyki, czyli Gershwina - "Crazy for You", poprzez wspomnienia lat pięćdziesiątych ("Grease") po widowiska z rozmachem, ("Miss Saigon", "Taniec wampirów") czy popularne "Koty". "Upiór w operze" jest naturalnym zwieńczeniem tej drogi.

Dzięki temu Kępczyński jest jednym z najdłużej rządzących tą sceną. Wczasach powojennych, kiedy gościła w tym należącym do Kościoła budynku opera, po kilka lat kierowali nią Walerian Bierdiajew, Jerzy Semkow i Bohdan Wodiczko. Czas operetki był bardziej stabilny, ale zarazem był okresem stagnacji artystycznej. Dziś dyrektor Kępczyński się śmieje, że tak długo i pomyślnie rządzić pozwala mu upiór Romy; w końcu budynek stoi mniej więcej w miejscu, w którym znajdował się kiedyś cmentarz św. Barbary.

Podczas oglądania "Upiora w operze" nasuwa się refleksja, jak daleko odszedł teatr musicalowy od dawnych realizacji. Nie tylko zresztą w Polsce, ale w ogóle jako gatunek. W czasach powstawania jego klasyki - dzieł Gershwina czy Portera - chodziło w nim przede wszystkim o piękne melodie, rytm, taniec. Kiedy widz wychodził z "West Side Story", był w stanie zanucić niemal każdy fragment spektaklu - wszystkie te melodie stały się przebojami. Oczywiście trzeba tu mieć talent rangi Leonarda Bernsteina. Ale nie tylko w tym rzecz.

Zmiany w gatunku wzięły się stąd, że żyjemy dziś w kulturze obrazu i to raczej strona wizualna przyciąga uwagę widza. Jednocześnie mamy czas sensacji i newsów, każda więc premiera winna być związana z jakąś famą albo co najmniej supergadżetem, jak helikopter w "Miss Saigon", który w pewnym momencie powinien wystartować ze sceny. Prasa musi mieć co wałkować przez miesiące prób, żeby zaostrzyć apetyty przyszłych widzów i sprawić, by już zaczęli rezerwować bilety na spektakle. Długo opowiada się na różnych łamach, ile ton ważą dekoracje, gdzie powstawały, jak przyjeżdżały, jak je instalowano - istna powieść w odcinkach. Oczywiście nie opowiada się o jednym: o żądaniach przedsiębiorstw, którymi stały się impresariaty. To już przecież prawdziwy przemysł i z nim także wiążą się legendy, np. że mechaniką "upadku" żyrandola z "Upiora" na publiczność zajmuje się specjalna firma ze Szwecji. Tu ciekawostka, o której bodaj nie pisano: mało brakowało, by właśnie przez ten żyrandol nie odwołano warszawskiej premiery- zgodnie z żądaniami impresariatu miał on się znajdować pośrodku sali, nad głowami widzów. Ale choć mechanizm manipulowania nim jest ponoć absolutnie bezpieczny, polskie przepisy bezpieczeństwa nie pozwalają na to. Dlaczego na West Endzie i Broadwayu było to możliwe? Bo tam prawo opiera się na precedensach, a nikomu jeszcze ten żyrandol na głowę nie spadł. Ostatecznie udało się osiągnąć kompromis: w Romie żyrandol wisi nad proscenium, a dyrygent ma w kanale dyżurny kask.

Trzeba przyznać, że i mechanizm promocyjny Roma ma dziś opanowany do perfekcji. Każda premiera poprzedzona jest długą kampanią ze szczegółowymi opisami kolejnych etapów produkcji. O gadżetach pisze się ze szczególnym naciskiem: nie tylko o wspomnianym helikopterze czy żyrandolu, ale przed "Grease" o różowym Cadillacu, przed "Piotrusiem Panem" o ruchomej wyspie, statku piratów i dzieciach latających pod plafonem, przy okazji "Akademii Pana Kleksa" dużo mówiło się o animacjach Tomasza Bagińskiego (tego od oscarowej "Katedry"), a "Tańcowi wampirów" towarzyszyła jako emblemat sztuczna szczęka z wielkimi kłami. W "Upiorze" wszystko jest już lak spiętrzone, że nic dziwnego, że spektakl stał się najczęściej wystawianym musicalem. Nie tylko dlatego, że uwielbiamy upiory i prześliczny gmach paryskiej Opery, ale i dlatego, że tyle się o spektaklu mówi.

Jednak i tu ciężko o muzykę, którą się zapamiętuje - może dwie, trzy melodie. Ogólnie muzyka w nowego typu musicalach ma nie przeszkadzać w kontemplowaniu efektów technicznych. Ma oczywiście być, bo w widowisku musi coś grać, musi ono atakować wszystkie zmysły. Ale wiadomo, że wzrok będzie na pierwszym miejscu, więc dla słuchu nie trzeba się specjalnie starać. Oczywiście Lloyd Webber jest fachowcem i umie sugestywnie podkreślać atmosferę; w tym spektaklu ponadto świetnie się bawi pastiszem: rozbuchanego romantycznego widowiska a la Meyerbeer, ramolki z czasów pudrowanych peruk (te dwie parodie imitują repertuar opery, w której rzecz się dzieje), ale także opery dwudziestowiecznej - we fragmencie dzieła skomponowanego rzekomo przez Upiora. Dlatego ogólne wrażenie zapamiętujemy bardzo pozytywnie. Wersja, którą oglądamy na scenie Romy, jest o wiele bardziej atrakcyjna niż film, który cztery lata temu według "Upiora" nakręcił Joel Schumacher. Dlaczego? Właśnie dlatego, że widzimy wszelkie iluzje i doceniamy, jak dobrze są zrobione.»

"Upiór z Romy"
Dorota Szwarcman
Polityka nr 12/22.03
20-03-2008


Post został pochwalony 0 razy
Śro 2:06, 02 Kwi 2008 Zobacz profil autora
Wampiry
Administrator



Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 427
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Post
I z dodatku "Kultura" niepochlebna recenzyjka:

Upiór spętany.
Porażka "Upiora w operze" z Romy jest przykra, bo nespodziewana. Miało być nowe słowo w dziedzinie musicalu po polsku, a rzecz zdecydowanie ustępuje najważniejszym produkcjom teatru.
[...] Warszawskie przedstawienie wydaje się bowiem dziwnie pozbawione typowej dla musicalu energii. Sceny zaczynają się i urywają nagle, bez wyraźnej puenty. Najbardziej efektowne sekwencje, z balem maskowym na czele, mijają bez należytego echa. Artyści, którzy tak świetnie radzili sobie w poprzednich inscenizacjach, tym razem wydają się sparaliżowani tremą. [...] W efekcie w przedstawieniu bronią się przede wszystkim partie drugiego planu [...] komiczna i temperamentna Carlotta Barbary Melzer, groteskowa para dyrektorów opery (W. Dmochowski i J. Szydłowski) przyćmiewają protagonistów. Zadania nie mają zresztą szczególnie trudnego. Debiutująca Paulina Janczak jako Christine nie porywa głosem, a aktorsko przez całe przedstawienie drepcze w miejscu. Marcin Mroziński robi z Raoula tylko mdłego amanta, bez cienia charyzmy i tajemnicy. Najgorzej jednak rzecz wygląda z partią tytułową Damiana Aleksandra. Jego Upiór winien budzić na przemian grozę i współczucie. Niestety, aktor nie znajduje klucza do tej roli, jest bezbarwny, pozbawiony właściwości. Z jego powodu niemal niezauważalny mija finał przedstawienia - jedna z najważniejszych scen w dziejach musicalu.
Cóż zatem pozostaje? Docenić organizacyjne przedsięwzięcie Romy. Zachwycić się scenografią P. Dobrzyckiego, który ze znawstwem i inwencją odwzorowuje wnętrza Opera Populaire [...] delektować się genialną muzyką Webbera w świetnym wykonaniu orkiestry pod batutą M. Pawłowskiego. I wierzyć, że warszawski "Upiór..." okrzepnie, zabrzmi z pełną siłą. Na razie jest niezrealizowaną obietnicą, wtedy będzie może spektaklem na miarę ambicji twórców.


Post został pochwalony 0 razy
Śro 2:06, 02 Kwi 2008 Zobacz profil autora
Kubomanka
Słodka Krwiopijka



Dołączył: 29 Paź 2006
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Post
Recenzja z E-Teatr:

Geniusz muzyki w Romie
"Upiór w operze" w reż. Wojciecha Kępczyńskiego w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Pisze Magdalena Zaliwska w portalu Polskiego Radia.

«Po "Miss Saigon", "Grease" czy "Kotach" Wojciech Kępczyński postanowił zrealizować swoje największe marzenie. Gdy 10 lat temu obejmował stanowisko dyrektora Teatru Roma zadeklarował, że nie wyobraża sobie by na najpopularniejszej scenie musicalowej w Polsce mogło zabraknąć triumfującego na światowych scenach "Upiora w operze" Andrew Lloyda Webbera. Premiera spektaklu już za nami.

Spektakl został pomyślnie przyjęty przez premierową publiczność. Pojawiło się wiele przychylnych recenzji. Już dziś można wnioskować, że musical będzie największym triumfatorem, na tegorocznej scenie teatralnej.

Co składa się na sukces "Upiora w operze"? Składowych jest kilka. Przede wszystkim świetne tworzywo, jakim jest klasyczna powieść o tym samym tytule, która wyszła spod pióra Gastona Leroux ( warto pamiętać, że inspiracją do napisania książki była wizyta autora w gmachu Opery Paryskiej. Przypomniał sobie też o nieszczęśliwym wypadku jaki wydarzył się w operze w 1896, kiedy to ogromny żyrandol spadł w czasie przedstawienia wprost na głowy publiczności). Po drugie muzyka Andrew Lloyd Webbera silnie działa na emocje. Jest autentyczna przez to, że Andrew Lloyd Webber wokalną partię Christine napisał dla swojej żony, Sary Brightman, znanej piosenkarki i tancerki. W inscenizacji Wojciecha Kępczyńskiego, najważniejsze zdaje się jednak być jednak coś innego - teatralna efektowność, budowana poprzez pełną przepychu i "trików" scenografię. Momentami można odnieść nawet wrażenie, że mamy doczynienia z przerostem formy nad treścią. Oczywiście wszystko to wywołuje emocje, robi wrażenie, ale zbyt często widz skupia się tylko na tym co widzi, a sama treść schodzi na drugi plan. Oczywiście docenić należy rozwiązania scenograficzne Pawła Dobrzyckiego, któremu udało się odtworzyć wiele operowych elementów. Jest słynna loża nr 5, w której miejsca zajmować mógł jedynie duch muzyki. Jest żyrandol, który pod koniec I części spada na scenę (ważącą 250 kg konstrukcję wykonała specjalna firma z Krakowa, natomiast sam mechanizm spadania żyrandola przygotowała firma ze Szwecji, która obsługuje wszystkie teatry na świecie). Jest też pozłacany gabinet dyrektorski i labirynt operowych podziemi. Wrażenie wywołują schody wzorowane na tych z XIX-wiecznej paryskiej Opery Populaire. Na nich wykonany zostanie efektownie zaaranżowany utwór "Maski"

Momentami można odnieść wrażenie, że tego wszystkiego jest jednak za dużo. A mogło być inaczej, bo Wojciech Kępczyński otrzymał od londyńskiego impresariatu Webbera, zgodę na non-replica production, czyli autorskie rozwiązanie dotyczące scenografii, choreografii i kostiumów.

"To prawdziwa frajda, że mogłem zrobić ten spektakl po swojemu"- mówi Wojciech Kępczyński.

Sama intryga zaczerpnięta z powieści Gastona Leroux, bazuje na miłosnym trójkącie. Przedmiotem westchnień upiora jest piękna, delikatna, młodziutka tancerka Christine, dziewczyna, której przejmujący głos dopiero się kształtuje. Uwiedzie nim geniusza muzyki - upiora. To człowiek, który pod maską skrywa swoją zewnętrzną szpetotę, której nie akceptuje otoczenie. Upiór skrywa swoją wrażliwość. Został jednak odepchnięty przez społeczeństwo. Ta postać miała już wiele interpretacji. Od groźnych po budzące litość.

"Chciałbym, żeby upiór, którego ja kreuję był postacią inteligentną, przewidującą, bardzo prawdziwą. To nie ma być postać groźna i odstraszająca, ale mężczyzna z krwi i kości, człowiek, który przez swą szpetotę został odtrącony przez społeczeństwo. On potrafi kochać, darzy takim uczuciem Christine. Nie chciałbym uciec w groteskowość postaci" - mówi Damian Aleksander. (Rolę Upiora zagra na zmianę z Łukaszem Zagrobelnym).

Upiór będzie rywalizował o serce Christine Daae z młodym romantykiem Raulem, przez co jej serce będzie przez długi czas rozdarte. Rolę Christine Daae, będą grały na zmianę 3 młode aktorki, Paulina Janczak, Kaja Mianowana i Edyta Krzemień.

Jak mówią każda z nas jest inna i stara się stworzyć swoją własną Christine.

Trudności było wiele i dla mnie osobiście wcielenie się w tę postać było dużym wyzwaniem - mówi Paulina Janczak.

"Ogromnym problem było dla nas znalezienie odpowiedniej Christine. Ponieważ utwory napisane są od najwyższych do najniższych dźwięków znalezienie dziewczyny, która poradziłaby sobie z takimi partiami graniczyło z cudem. Dodajmy, że musiała być jeszcze piękna i młoda. Cieszę się, że znaleźliśmy taką aktorkę. Ale problemów, związanych z realizacją spektaklu było o wiele więcej" - mówi Wojciech Kępczyński.

Nie zabraknie też kilku innych zaskoczeń aktorskich. Jedną z nich jest kreacja Barbary Melzer, która sprawdziła się jako przerysowana diwa Carlotta Giudicelli (należy ją kojarzyć z głównej roli w musicalu Crazy For You, pierwszej produkcji TM Roma po objęciu szefostwa przez W. Kępczyńskiego). Teatralny debiut Marcina Mrozińskiego, jako Raoula, też można uznać za udany.

Nie wszyscy jednak wyjdą z Romy zadowoleni. Ale kupienie biletów z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem polecam tym, którzy mają ochotę na spotkanie z romansem, który jest archetypem wszystkich romansów bez względu na epokę. A także tym, którzy pragną spotkać się z utworem o nietolerancji, opowiadającym o człowieku, który przez swoją odmienność został zaszczuty przez społeczeństwo Paryża i teatru.»

"Geniusz muzyki w Romie"
Magdalena Zaliwska
[link widoczny dla zalogowanych]
28-03-2008


Post został pochwalony 0 razy
Śro 2:21, 02 Kwi 2008 Zobacz profil autora
Mateusz
Znajomy Krolocka



Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Post
Na E - Teatrze jest wiele artykułów... Wink


Post został pochwalony 0 razy
Śro 6:46, 02 Kwi 2008 Zobacz profil autora
Wampiry
Administrator



Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 427
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Post
Może byś jakiś wkleił? Wink

Koniec Off - Topa!


Post został pochwalony 0 razy
Śro 6:50, 02 Kwi 2008 Zobacz profil autora
Mateusz
Znajomy Krolocka



Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Post
"Upiór w operze" - świetny spektakl w Teatrze Roma
"Upiór w operze" w reż. Wojciecha Kępczyńskiego w Teatr Roma w Warszawie. Pisze Marta Kopczyńska w Dzienniku.

«Teatru Roma zrealizował w końcu swoje największe marzenie. "Upiór w operze" okazał się bowiem nie tylko sentymentalną opowieścią o niemożliwej miłości, ale także barwnym i porywającym widowiskiem.

Miłośnicy muzyki nie będą zawiedzeni. Orkiestra pod batutą dyrygenta Macieja Pawłowskiego oraz zespół świetnych solistów udowodnił, że w Polsce mogła powstać produkcja muzyczna na światową skalę.

Premiera widowiska z muzyką Andrew Lloyda Webbera i słowami Charlesa Harta odbyła się w 1986 r. w londyńskim Her Majesty's Theater. Dwa lata później spektakl pojawił się na Broadwayu i pobił rekord wszech czasów. Do 2006 r. odbyło się 7486 przedstawień. Po półrocznych przygotowaniach widzowie zobaczyli wreszcie w Warszawie kultowy musical, nad którym pracowało ponad 500 osób.

Owacje na stojąco podczas premiery były uzasadnione. Klimat paryskiej opery, który powstał dzięki różnorodnej scenografii Pawła Dobrzyckiego, sprawił, że świat stworzony niegdyś w powieści Gastona Leroux odżył na deskach warszawskiego teatru. Była słynna loża nr 5, w której miejsca zajmować mógł jedynie duch muzyki. Był słynny żyrandol, który w jednej ze scen spada na scenę. Zrobiono go w Krakowie, natomiast sam mechanizm spadania żyrandola przygotowała firma ze Szwecji, która się w tym specjalizuje i obsługuje wszystkie teatry na świecie. Jednak jedyne co rozczarowuje w spektaklu to właśnie efekty specjalne. Ważąca 250 kg konstrukcja robiła większe wrażenie, gdy wisiała pod sufitem, niż gdy powoli opadała na scenę. A szkoda, bo publiczność liczyła raczej na roztrzaskane kryształy skrzypiące pod pantoflami i dym unoszący się w powietrzu.

Przepiękna sceneria paryskiej opery nie robiłaby jednak wrażenia bez fenomenalnych tancerzy i aktorów. Wybrał ich sam Andrew Lloyd Webber. Publiczność nie kryła pochwał dla debiutujących - Pauliny Janczak i Marcina Mrozińskiego. Przed nimi stanęło najtrudniejsze zadanie - zagrali u boku gwiazd, które współpracują z Teatrem Roma od lat i mają na koncie niejeden musical.

Okazało się jednak, że debiutująca w roli Christine Paulina Janczak była lepsza od samego Damiana Aleksandra, który zagrał tytułowego upiora. Jego postać była co prawda dobrze przemyślana i perfekcyjnie zagrana, ale jednak nieco brakowało bezpośredniego kontaktu z widzem. Wszyscy skupili się za to na młodziutkiej, wiarygodnej solistce. To o niej dyskutowano w teatrze podczas przerwy i to ona wywołała najgłośniejszy aplauz publiczności. Brawa za świeżość i głos, który podczas spektaklu wabił z pewnością nie tylko upiora.

Świetnie wypadła też Barbara Melzer w roli rozhisteryzowanej diwy Carlotty. Zaraziła widownię niezwykłym temperamentem i stworzyła na scenie kreację, której się nie zapomina. Każde pojawienie się na scenie primadonny dodawało przedstawieniu pikanterii, humoru i dynamiki. To ważne w przypadku spektaklu z założenia melancholijnego, który trwa aż trzy godziny. Jedno jest pewne: Wojciech Kępczyński, dyrektor teatru, po raz kolejny poprowadził ekipę solistów, tancerzy i muzyków do wielkiego sukcesu.»

""Upiór w operze" - świetny spektakl w Teatrze Roma"
Marta Kopczyńska
[link widoczny dla zalogowanych]
17-03-2008


Post został pochwalony 0 razy
Śro 6:52, 02 Kwi 2008 Zobacz profil autora
Renia
Asystent Profesora



Dołączył: 02 Kwi 2008
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Post
Upiór w Romie
"Upiór w operze" w reż. Wojciecha Kępczyńskiego w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Pisze Radek Molenda w Idziemy.

«Gdy blisko sto lat temu Gaston Leroux, paryski reporter i pisarz, napisai niewielką książeczkę, nie wiedział, że stanie się ona kanwą do powstania w 1986 r. najsłynniejszej dziś musicalowej opery Andrew Lloyda Webbera pod tym samym tytułem. W połowie marca "Upiora" odkrył przed warszawską publicznością teatr muzyczny przy ul. Nowogrodzkiej. Spektakl jest prezentem, jaki Roma sprawiła sobie i swojej publiczności na 10-lecie swojego musicalowego istnienia pod dyrekcją Wojciecha Kępczyńskiego. Dodać warto, że prezentem ambitnym, ponieważ jest to jak dotąd najtrudniejsza muzycznie i inscenizacyjnie realizacja Romy.

Upiór, oszpecony od urodzenia geniusz muzyki, mieszka w paryskiej operze Garnier. Zna jak nikt piwnice i zakamarki teatru, w którym chowa się przed światem i nad którym obejmuje władzę - ogląda przedstawienia ze słynnej loży nr 5, a gdy mu się coś nie podoba - straszy tamtejszych artystów. Zakochany w chórzyst-ce Christine Daae staje się dla niej "Aniołem muzyki". Uczy ją śpiewu i pozbywszy się divy Carlotty Giudicelli, czyni ze swojej podopiecznej gwiazdę opery. Oprowadza ją po swoim "królestwie", jednak nieopatrznie zdejmuje przed nią maskę, ukazując swoje oblicze, więc Christine woli obdarzyć swym uczuciem majętnego patrona teatru, wicehrabiego Raoula de Chagny. Upiór swoimi, upiornymi metodami zaczyna walczyć o ukochaną, która - o zgrozo - nie potrafi wybrać między fascynacją jednym i uczuciem do drugiego. Miłosny, pełen szaleństwa trójkąt przestaje istnieć, gdy upiór uwalnia od siebie ukochaną i znika. Tyle libretto w wersji warszawskiej.

Z opowieści Leroux o człowieku odrzuconym przez innych tylko dlatego, że miał szkaradny wygląd, niewiele zostało. Pozostała jednak przepiękna muzyka i takaż scenografia. Starannie odtworzono architekturę paryskiej Garnier. Zadbano, by bohaterowie przechodzili przez lustra, znikali i pojawiali się w niespodziewanych miejscach. Jest wielki, spadający żyrandol i oryginalnych rozmiarów słoń. Nieco gorzej wypadli wokaliści, którzy rozśpiewywali się dopiero w trakcie przedstawienia lub brakowało im kondycji, by utrzymać poziom do końca. Warto wśród nich wyróżnić Barbarę Malzer w świetnej, pełnej humoru roli Carlotty (widać doświadczenie pracy na scenie) i studenta warszawskiej Akademii Teatralnej Marcina Mrozińskiego w roli Raoula.

Warszawski "Upiór w operze" jest godnym odnotowania wydarzeniem artystycznym. W końcu niecodziennie zdarza się oglądać spektakl, który na Broadwayu zgromadził już blisko osiem tysięcy razy komplet publiczności. Jednak nie jest propozycją dla wszystkich. Trochę kiczowaty, operowy West End, do tego stylizowany na koniec XIX w. sprawia, że entuzjaści "Kotów", "Miss Saigon" czy "Akademii Pana Kleksa", których nie urzeka muzyka Webbera, mogą na "Upiorze w operze" się nudzić. Dla tych wszystkich Roma ma dobrą wiadomość: do końca czerwca bilety wyprzedane!»

Very Happy A wy kiedy idziecie? Smile


Post został pochwalony 0 razy
Nie 11:42, 06 Kwi 2008 Zobacz profil autora
Kubomanka
Słodka Krwiopijka



Dołączył: 29 Paź 2006
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Post
16.06.08... Ale może zamiast recenzji będziemy pisać nasze wrażenia? Ja opiszę wczorajszy spektakl.

Wczoraj (5.04.0Cool premierę miał Tomek Steciuk jako Upiór... Było dużo lepiej niż się spodziewałam... Ale i tak wolę Damiana (zastanawia mnie kiedy Łukasz zacznie grać?) Edyta była niesamowita, zresztą jak zawsze i to ona jest moją ulubioną Christine. Na równi z Pauliną. Łukasz Talik... Ma wspaniały, głęboki głos, ale wolę jednak Marcina. Z tego co sobie przypominam zieleniny nie było. Kasia Wach jest dobra, naprawdę... Ania Sztejner też... Podobało mi się Wink


Post został pochwalony 0 razy
Nie 14:27, 06 Kwi 2008 Zobacz profil autora
Niebywalencja
Nowy Wampir



Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Nibylandii, proste :]

Post
Maleńka uczta dla oczu:

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Śro 9:08, 09 Kwi 2008 Zobacz profil autora
Kubomanka
Słodka Krwiopijka



Dołączył: 29 Paź 2006
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Post
Co do Tomka w tej roli to myślę, że się jeszcze rozegra bo nie "porwał" mnie tak jak upiorny Damian. Co mi się podobało:
- głos z głośników - niesamowita magia i tajemniczość
- aktorsko w niektórych momentach nawet wg mnie lepiej od Damiana
- świetne doły...góry również
- momenty, kiedy krzyczy Very Happy

Nie podobały mi się za to sceny, w których Upiór śpiewa delikatnie...niestety Tomek brzmiał wtedy jak z jakiejś kreskówki a ostatnia scena, szczególnie w sobotę nie odpowiada moim wyobrażeniom. Tomek przypominał mi zbitego, bezbronnego chłopczyka, który po odrzuceniu przez Christine zostaje sam. Nie podobała mi się również interpretacja i urywanie dźwięków w "Upiorze Opery". Tomek jakby bał się wyciągać dźwięki...


Post został pochwalony 0 razy
Śro 19:07, 09 Kwi 2008 Zobacz profil autora
Wampiry
Administrator



Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 427
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Post
B - No więc mini sprawozdanie z 16.04.08...

Obsada była cała pierwsza, ale Pawła S. nie było Sad To niesprawiedliwie! Spektakl bardzo fajnie, to chyba mój 8... Smile Paulina poprawiła się, ale głupie miny nadal robi. Ja chcę Edytę! Na szczęście 17 - go już była Very Happy Damian, fajnie czyli tak jak zawsze. Strasznie podoba mi się jego "Upiór Opery" czy "Stąd odwrotu nie ma już". Marcin - Raoul też bardzo dobrze, ale w "O tyle proszę cię" trochę się pospieszył z jednym fragmentem... Dyrektorzy czyli Wojtek D. i Kuba Szydłowski... Kuba - Szpicbródka jak zwykle na plus, Wojtek Dmochowski też! Są świetnym duetem. Czy mówiłem już, że kostium Andre na Balu strasznie mi się podoba? Very Happy Na spektaklu z tego co pamiętam, zieleniny nie było... Z żyrandolem nie było problemu, spadł. Bo ostatnio spaść nie chciał. Po spektaklu też bosko! Łukasz Talik bardzo miły, zresztą wszyscy inni też! Dobra, do następnego spektaklu zostało jescze... 9 dni! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Pią 20:51, 18 Kwi 2008 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna » ROMOWE musicale Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do: 
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin